W ostatnich tygodniach Kuba brał udział w kolejnej już odsłonie lubelskiej Dychy do Maratonu a zaraz potem w 36 PZU Maratonie Warszawskim. Jestem bardzo dumna, z tego, że ma taką pasję, że pomimo, że wcześniej nie lubił biegać pewnego dnia postanowił spróbować i wsiąkł. Ja z Marceliną na razie tylko kibicujemy, ale może pewnego dnia i my będziemy startować ramię w ramię z innymi „świrami” 🙂
Pełna relacja z maratonu jest TU a ja mogę opowiedzieć tylko o moich odczuciach jako widza 🙂 Dycha do maratonu to nasza lubelska impreza i zawsze można spotkać sporo znajomych, lubię to 🙂
Tym razem było jednak inaczej. Marcelina postanowiła przespać bieg, a ja jestem wtedy jak lwica, rzucam się z pazurami na każdego kto chce ten sen zakłócić. Spiker imprezy, przy całym szacunku dla tego pana, był na moim celowniku 😉 Musiałyśmy więc omijać imprezę główną, ale na szczęście nad Zalewem jest gdzie spacerować.
A tu nasz biegacz, zadowolony z czasu, pomimo, że biegł bez ciśnienia, raczej treningowo przez maratonem 🙂
Maraton Warszawski, to już zupełnie inna bajka, wielkie wydarzenie, tłumy ludzi. Prawdziwe święto biegowego świata
Marcik mocno wspierała tatę uśmiechami 🙂 Ona w ogóle uwielbia jak coś się dzieje, obserwuje ludzi i jak kogoś sobie upatrzy to… tylko dzieciom wybacza się tak natarczywe spojrzenia 🙂
Zagadana z dawno nie widzianą przyjaciółką zapomniałam robić zdjęcia, żałuję ( braku zdjęć nie spotkania ) bo Warszawa to rewelacyjne parki a i pogoda była super 🙂
Koniec biegu wygląda tak 🙂
Potem już tylko regeneracja, impreza i brak miejsca na spanie przez rozpychające się Dzieku, ale to zupełnie inna historia 🙂